Francheska - 2009-12-06 21:19:38 |
Potrzebuję nowej broni myślę. Słyszałam, że wytwórca broni na zamku jest jednym z najlepszych w swym fachu. Zakładam moją ulubioną czarną pelerynę sięgającą ziemi i wychodzę z oberży w której się zatrzymałam. Jakaś grupa pijanych młodych elfów właśnie śpiewa jakąś lubieżną piosenkę. Idę przed siebie w deszczu. Gdzie znajduje się ten warsztat? Wiem tylko że na zamku. Muszę kogoś spytać o drogę Podchodzę do jakiejś elfki i pytam się: -Gdzie mogę znaleźć warsztat wytwórcy broni? -Zależy jak dobra ma być ta broń. W naszym mieście nie jest tanio.-mówi cynicznie, taksując mnie wzrokiem. -To oczywiste, że pytam o najlepszy zakład w tej brudnej wsi. Chociaż wątpię żeby znalazł się tu ktoś na moim poziomie.-mówię i odrzucam kaptur. Elfka widząc moją piękną i groźną twarz wyraźnie pokornieje i wskazuje mi kierunek. -Dziękuję.-mówię rzucając jej srebrną monetę i złośliwy uśmiech.-Kup sobie za to jakiś ładny ciuch. Wszystko jest lepsze od tego co masz na sobie.- mówię i odchodzę dumnym krokiem. Szybko zakładam z powrotem kaptur i ruszam w stronę placu zamkowego. Oto tutaj. Znalazłam to czego szukałam myślę i otwieram ciężkie dębowe drzwi. -Dzień dobry.-mówię -Witaj panienko.-słyszę głos i po chwili z pomieszczenia obok wychodzi niski krasnolud z długą, rudą brodą, przerzuconą przez ramię.- Czego szuka tak urocza dama jak ty w moich skromnych progach? -To raczej oczywiste. Szukam nowej broni. -Coś konkretnego, czy może raczej zda się panienka na ślepy los. -Chciałabym łuk. Porządny łuk. Najlepiej cisowy, wielowarstwowy i łączony ścięgnami zwierząt oczywiście. -Widzę, że się znasz na broni. Jakiś specjalny szczegół, może dodatek?-spytał krasnolud -Tak. Poproszę aby w łuk wkomponować tan kamień-mówiąc to wyjmuję z sakiewki czarny diament. Na jego widok, wytwórcy broni, oczy niemal wyłażą z orbit. Przezabawny widok. -Piękny kamień. Skąd go masz panienko. -To mój interes. Jest nie tylko piękny. Ma ogromną wartość. Ostrzegam, że znam ten kamyk na pamięć i zauważę najmniejszy uszczerbek na nim. -Oczywiście, rozumiem.-Krasnolud kiwa głową ze zrozumieniem i dodaje- To będzie dużo kosztować. nie wiem czy stać będzie panienkę na moje usługi. -Oczywiście, że będzie mnie stać. O to proszę się nie martwić. Ile będę musiała czekać na odbiór gotowego łuku z kołczanem cisowych strzał? -Około miesiąca. No chyba, że jest to sprawa priorytetowa, wtedy uda mi się zdążyć w 2 tygodnie.-mówi wytwórca, chciwie patrząc na pełny mieszek, wiszący u mego pasa. Podaję mu go mówiąc: -To sprawa najwyższej wagi. Za tydzień przyjdę ponownie, i mam zamiar wyjść wtedy z łukiem i kołczanem 100 cisowych strzał. -Oczywiście. Do zobaczenia za tydzień. -Z pewnością.- odpowiadam i wychodzę. gdzie teraz zastanawiam się i po chwili ruszam w stronę miejscowego krawca. Potrzebuję nowej sukni
|
Elentaari - 2009-12-06 21:25:56 |
<czyta żrąc czekoladowego mikołaja> Noteczka genialna! może ja cos dodam ^.^
|
Francheska - 2009-12-06 21:29:59 |
mam nadzieję <mówi, uśmiechając się szeroko>
|
Alhana - 2009-12-06 22:03:56 |
nota genialna, jak to już droga Marta wspomniała :) <zażera Tofifee>
|
Elentaari - 2009-12-06 22:15:12 |
mi został jeszcze lizak i dwie czekolady, które będę jeść dodając nn ale do dawnych historii :P
|
Francheska - 2009-12-11 20:11:31 |
to ja zaraz walnę cd tego mojego jakże dennego opowiadanka, zabieram się do pracy
|
Elentaari - 2009-12-11 21:42:45 |
Francheska napisał:mojego jakże dennego opowiadanka
Ha! Ha! Ha! Ta, jasne, okurat twoje jest denne. A niby kto się dennie wygłupił z kataną?
|
Francheska - 2009-12-11 21:59:49 |
Od mojej wizyty u wytwórcy broni minął dokładnie 1 tydzień. Muszę tam iść-myślę. Zakładam moją nową sukienkę. Wychodzę. Po drodze mijam piekarnie. Wchodzę i kupuję sobie ciepłą jeszcze bułeczkę z malinami.Pyszna, myślę pałaszując śniadanie. Jest dopiero 7 rano a na ulicach życie się zaczyna budzić. Ptaszki dawno już wstały i teraz budzą mieszkańców leśnej stolicy. Po prostu sielanka. W tej przesłodzonej scenerii idę w stronę warsztatu krasnoluda. Mowgli już dawno stoi na nogach i od wczesnych godzin porannych wykańcza moją broń. Wchodzę do jego pracowni. -Dzień dobry, Mowgli!-wołam na powitanie -Ah, witaj panienko! Właśnie wykańczam i czyszczę twój łuk. -To wspaniale. Za ile będzie gotowy? -Sądzę, że za jakieś pół godziny. -Super. W takim razie ja przejdę się jeszcze po mieście. Chcesz może coś z piekarni?-pytam się go grzecznie -Nie dziękuję. Ale gdybyś mogła podejść do miejscowego krawca i odebrać nowe buty dla mojej córeczki. Została zaproszona na królewski bal i pragnę sprawić jej drobny prezent-patrzy na mnie błagalnym wzrokiem -Oczywiście, nie ma sprawy-mówię i wychodzę. Wolnym spacerkiem udaję się do zakładu szewskiego. Po chwili jestem na miejscu.Dobrze, że znam już lepiej to miasto i nie muszę się pytać o drogę myślę i cicho pukam do drzwi. Moim magicznie wyczulonym słuchem słyszę ciche 'proszę'. Wchodzę i od razu uderza mi w nozdrza zapach skóry. Rozglądam się wkoło i powolnym krokiem przechodzę do dalszego pomieszczenie. Zastaję tam starszego schorowanego mężczyznę, który jest goblinem. -Dzień dobry.-mówię cicho -Witam, szanowną panią. W czym mogę pomóc? -Przyszłam odebrać buty, które zamówił mój przyjaciel dla swojej córki. Z pewnością go pan zna. Mówię o krasnoludzie Mowglim van Morgensternie-dopiero po tych słowach na twarz krawca wpływa zrozumienie. -Oczywiście. Zaraz je dam. Skończyłem je już 2 dni temu. Teraz są w magazynie. Zechce panienka pójść ze mną do magazynu, czy może woli zastać?-mówi szybko jakby każda sekunda nie spędzona na pracy była zmarnowana. -Zostanę tutaj, jeżeli to panu nie przeszkadza-mówię -Ależ nie, nie. Oczywiście. Mi panienka z pewnością nie będzie przeszkadzać. Za chwileczkę przyjdę-mówi bardzo szybko, a po chwili jeszcze szybciej opuszcza pokój i udaje się do magazynu. Po kilku chwilach wraca, niosąc ze sobą drewnianą skrzynkę, w środku której zapewne znajduję się buty dla młodej Morgenstern. -Dziękuję bardzo. Ile płacę?-pytam się szewca. -Ależ nic droga pani. Pan Morgenstern zapłacił z góry. Mam nadzieję, że buty się mu spodobają. -Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia-mówię i pośpiesznie wychodzę -Do widzenie panienko- słyszę jeszcze za sobą głos goblina i zamykam drzwi. Patrzę na słońce. Mam jeszcze jakieś 10 minut. Udaję się wolnym krokiem przez park w stronę dziedzińca zamkowego. *** Jest 8 rano, a ja znów siedzę w pracowni Mowgliego i patrzę jak czyści i lakieruje ostatnią strzałę. -Gotowe-mówi zadowolony-Oto twój łuk z czarnym diamentem, tak jak prosiłaś oraz kołczan ze 100 strzałami. Mam nadzieję, że się podoba. -Jest wspaniały-mówię-Za tak wspaniałą nagrodę, należy Ci się premia-dodaję i rzucam mu sakiewkę pełną monet-sądzę, że to wystarczy na wspaniałą suknię dla twojej córki-uśmiecham się promiennie -Oh, dziękuję bardzo. Nie musiałaś. Tamta sakiewka z pewnością by mi wystarczyła-zaczął się przede mną płaszczyć. -Wiem, że nie musiałam ale chciałam. Twoja robota przerosła moje oczekiwania. Dziękuję-mówię i zarzucam na plecy łuk z kołczanem.-z pewnością jeszcze się zobaczymy, ale teraz niestety muszę już iść. Pozdrów ode mnie swoją córkę i przekaż jej, że ja także idę na bal. Do zobaczenia wkrótce- mówię i wychodzę. Muszę znów odwiedzić krawca. Potrzebuję sukni na królewski bankiet myślę i ruszam w stronę znanego mi już zakładu krawieckiego.
|
Elentaari - 2009-12-11 22:51:26 |
jedno wielkie WOW! O.O
|